Ze Sławomirem Józefiakiem, ,,ojcem” Ogólnopolskiego Konkursu Wiedzy Biblijnej, przewodniczącym Rady Nadzorczej Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”, prezesem Spółki GRUPA INCO S.A., rozmawia Agnieszka Zalewska.
Ogólnopolski Konkurs Wiedzy Biblijnej obchodzi w tym roku wyjątkowy jubileusz, 25–lecie istnienia. To prawdopodobnie największa tego typu inicjatywa w szkołach ponadpodstawowych, w której dotychczas wzięło udział ok. pół miliona osób z półtora tysiąca szkół. Cieszymy się, że o wiele wątków możemy zapytać u źródła, bo nie jest tajemnicą, że w naszym środowisku jest Pan nazywany „ojcem Konkursu”.
To prawda, że mówią o mnie „ojciec Konkursu” – na to wskazuje liczba 25 lat, choć przesympatyczni złośliwi z kolei twierdzą, że jestem już dziadkiem…
Ja będę zwracać się do taty. Cofnijmy się do początków. Od czego rozpoczęła się historia Konkursu? Czy potrafi Pan wskazać impuls, który pchnął pomysłodawców do realizacji tego projektu? A może była to wypadkowa wielu czynników?
Ogólnopolski Konkurs Wiedzy Biblijnej jest kolejnym dowodem na to, że Pan Bóg w tego typu dziełach posługuje się słabymi i ułomnymi ludźmi. W pierwszym roku zostałem członkiem władz naczelnych Stowarzyszenia – relatywnie młodym, jeśli chodzi o skład władz, z głównym zadaniem objęcia pracą i inicjatywami ludzi młodych. Bardzo wnikliwie zastanawiałem się, co dwadzieścia lat temu można było zaoferować młodzieży.
Urodziłem się w Zduńskiej Woli, przez wiele lat tam mieszkałem. To miejsce, gdzie urodził się i został ochrzczony św. Maksymilian. Jego miejsce chrztu to moja rodzinna parafia. Mogę powiedzieć, że święty był inspiracją: poznawanie w tym czasie Jego drugiego oblicza, fantastycznych dzieł, które rozpoczął – od wydawnictwa po radio, projekty lotnicze bez żadnego zaplecza. Duże znaczenie miało również doświadczenie trzech lat pracy w szkole i kontakt z młodzieżą.
W sposób fenomenalny i przedziwny pojawił się pomysł zaoferowania młodym kart Pisma Świętego, a stosunkowo prostą formą jego realizacji stał się konkurs. Pojawił się projekt, najpierw lokalny. Potem okazało się, że to mało. Trzeba było sięgnąć po młodzież w całej Polsce.
Pierwsza edycja Konkursu przypadała na rok 1996. To także okres formowania Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”, na rok przed oficjalnym uznaniem go jako organizacji katolickiej. Przypuszczam, że Stowarzyszenie nie miało wtedy ugruntowanej pozycji w kręgach kościelnych. Jestem bardzo ciekawa, jakie panowały nastroje społeczne względem inicjatyw tego rodzaju?
Konkurs nie był przyjęty z wielkim entuzjazmem w naszym środowisku. Gdy rodzą się dzieła na dużą skalę, ambitne, wymagające pracy bardzo wielu osób, powstają też trudności. Dziś z perspektywy czasu to widać. Przedmiotem dyskusji było również, czy powinno to być dzieło, czy inicjatywa realizowana przez Stowarzyszenie.
Zaczęliśmy, mówiąc żargonem młodzieżowym, z wysokiej półki. Bez wielkiego zaplecza, od skali ogólnopolskiej. Zwróciliśmy się z prośbą o objęcie patronatem ówczesnego Prymasa Polski, ks. kard. Józefa Glempa, który o dziwo, przyjął inicjatywę bardzo ciepło. Pierwszych laureatów finałowych, ponad trzydzieści osób, nawet przywitał u siebie w domu, w Pałacu Arcybiskupim na ul. Miodowej. Do dziś bardzo dobrze pamiętam to spotkanie, a przede wszystkim wyjątkową postawę Prymasa, ciepło i otwarcie w stosunku do młodych ludzi. Później kilkakrotnie doświadczyłem, jak z troską i wręcz nostalgią odnosił się do uczestników Konkursu. To było pierwsze i niesłychanie inspirujące doświadczenie. Zaskakujące w stosunku do Stowarzyszenia, które przeżywało finał przeobrażenia, również tego wewnętrznego, jeśli chodzi o kierunek stowarzyszenia katolickiego. W 1996 roku było to oczywiste i przesądzone. Jednocześnie byliśmy na kilka miesięcy przed uzyskaniem statusu stowarzyszenia katolickiego, przed Oświadczeniem Gnieźnieńskim.
To, że uczestnicy Konkursu zostali tak ciepło przyjęci przez Prymasa Józefa Glempa, z pewnością zaowocowało w kolejnych latach. Dzisiaj również bardzo cenimy obecność pasterzy Kościoła podczas poszczególnych etapów Konkursu. To szczególna łaska i duże wyróżnienie dla uczestników.
Zgadzam się i muszę przyznać, że ze strony hierarchów Kościoła od samego początku nie widziałem przejawów dystansu wobec Konkursu. Oczywiście, w Kościele jest moment obserwacji, wyczekiwania, ugruntowania. Pojawia się pytanie: czy rzeczywiście inicjatywa jest budowana na fundamencie Bożym. W takich kategoriach należy odczytywać reakcje Kościoła na samym początku. Powtórzę jednak, że doświadczyłem bardzo wiele otwarcia i zaufania.
Jako przykład przywołam swoje osobiste doświadczenie. W archidiecezji łódzkiej ks. abp Władysław Ziółek był osobiście fundatorem nagród dla młodych ludzi, wśród których był także… rower, co w tamtym czasie stanowiło unikat. Otwarcie i błogosławieństwo dla naszego dzieła cały czas wybrzmiewało. Pamiętam również, że księża biskupi diecezjalni, jeśli identyfikowali Stowarzyszenie, to właśnie przez Ogólnopolski Konkurs Wiedzy Biblijnej.
Wróćmy do przebiegu pierwszych zmagań. Jak wyglądały pierwsze finały? Od kiedy odbywają się w Niepokalanowie, który nierozerwalnie się z nimi kojarzy?
To kolejny element działania św. Maksymiliana, który najpewniej zaprosił nas do miejsca, gdzie wiele jego dzieł się zaczęło. Około X edycji rozpoczął się czas dwudniowych spotkań w Niepokalanowie. Towarzyszyła nam refleksja, że Konkurs nie może być odbierany wyłącznie jako zmaganie, zdecydowanie jest czymś więcej: to świadectwa młodzieży, specyficzne bycie i spędzanie czasu ze sobą na modlitwie i relaksie, nauka młodzieży zdrowego podchodzenia do rywalizacji. Wielokrotnie byłem zszokowany, gdy widziałem jak konkurenci z radością się witają, wspólnie modlą i śpiewają. Można powiedzieć: niewypowiedziane świadectwa młodych ludzi.
Konkurs jest niewątpliwie wizytówką Katolickiego Stowarzyszenia ,,Civitas Christiana’’. Czy był moment przełomowy, w którym uznał Pan, że to dzieło, z którego jest Pan dumny? Celowo podkreślam słowo ,,dzieło’’.
Tak, doskonale to pamiętam, ponieważ w gronie ówczesnych władz Stowarzyszenia było elementem spornym czy Konkurs można nazywać dziełem. Właśnie wtedy był moment przełomowy, w którym uświadomiłem sobie, że jeśli wtedy zastanawialiśmy się: czy jest to dzieło, czy tylko inicjatywa, znaczy to, że jest to coś niezwykłego.
Kolejnym elementem zapowiadającym prawdziwe dzieło było niesamowite lgnięcie do Konkursu młodych wiekiem i młodych duchem osób. Ogromne zaangażowanie, praca ponad siły, gromadzenie się coraz większej grupy młodzieży zaangażowanej w Stowarzyszenie. Przyciąganie do atmosfery, jak żartobliwie mawiałem. Doskonałym dowodem na to był sposób, w jaki współpracownicy i koordynatorzy się porozumiewali – bez słów. Z pewnością to, czego doświadczałem przy kolejnych finałach, rozmowach, dyskusjach, przygotowaniach, było ewidentnym argumentem, że jest to coś niezwykłego. Nie chodzi tylko o młodych uczestników ale i o nasze środowisko, o Stowarzyszenie. O integrację, bazowanie na fundamencie najważniejszym: Piśmie Świętym. Ludzie potrzebowali formacji, ale co najważniejsze: oni tego chcieli.
W obecnej formule zmagań pytania dotyczą tylko treści, bez wątków pobocznych, takich jak tło historyczne, polityczne, społeczne. Czy pojawiały się pomysły rozszerzenia tego zakresu?
Trwały dyskusje, czy nie uczynić z Konkursu olimpiady, czy nie pójść głębiej w studium naukowe, ale to kłóciło się z pierwotnym zamysłem, czyli popularyzacją Pisma Świętego. Miernikiem tego dzieła jest, jak wiele osób, być może po raz pierwszy, poważnie wzięło do ręki Biblię i z zastanowieniem przeczytało jego fragmenty. Bardzo pięknie określił to kard. Konrad Krajewski. Powiedział, że Ewangelia jest bardzo prosta, tylko bardzo mocno skomplikowali ją teologowie. Istotą jest więc prostota i przy niej trwajmy.
Społeczeństwo laicyzuje się, widać to szczególnie po najmłodszych pokoleniach. Zmniejsza się udział młodzieży na katechezach. Jak za pomocą Konkursu możemy odpowiedzieć na wyzwania formacji młodych i czy ma on szanse powodzenia w przyszłości?
Gdybyśmy nie byli przekonani, że ta coraz trudniejsza droga i formuła docierania do młodych ludzi jest dobra i skuteczna, można by było powątpiewać, czy ma to sens. Ale ma sens.
Trwajmy przy szalenie trudnej propozycji oferowania Pisma Świętego, choć są znaki czasu, takie jak mówienie innym językiem i w innej formie, co pokazał czas pandemii. Oczywiście jesteśmy w stanie komunikować się inaczej, być ze sobą, organizować to dzieło. Trwajmy jednak przy zasadniczym pomyśle zapraszania młodych do obcowania z Pismem Świętym, a metody i formy będzie podsyłał świat w zależności od sytuacji.
Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę Panu i nam wszystkim kolejnych jubileuszy, zgodnie z hasłem, które nam przyświeca: Poczuj radość Ewangelii!
Życzę, żeby w życiu każdego z Państwa wznosił się element optymizmu ewangelicznego.