W sobotę 21 września „Prymas Wyszyński zaprosił nas na warsztaty” – to tytuł ciekawego, formacyjno-edukacyjnego i zarazem pożytecznego wydarzenia, podczas którego uczestnicy, w ściśle określonej liczbie (wcześniejsze zapisy), bazując na konkretnych przykładach z życia Czcigodnego Sługi Bożego Stefana Kardynała Wyszyńskiego, wysłuchali podpowiedzi prelegentek jak zrozumieć siebie, co uczynić, aby dokonywały się w nas wewnętrzne przemiany, jak kształtować właściwe relacje i swoje otoczenie.
Pani Iwona Czarcińska – świadek życia Prymasa Wyszyńskiego zwróciła obiektyw na rodzinę. Stefan Wyszyński urodził się w trudnym momencie dziejów naszej Ojczyzny. Były to lata niewoli narodowej, ucisku i prześladowań. Dlatego ta rodzina stała się wtedy najważniejszym fundamentem rozwoju człowieczeństwa. To tu rozpoczynało się kształtowanie światopoglądu.
Ukazała atmosferę domu rodzinnego Państwa Wyszyńskich w konkretnej sytuacji politycznej. Składał się na nią: absolutny autorytet rodziców, zaufanie i poszanowanie dla ojca oraz czułość dla matki i miłość wzajemna rodzeństwa jednocześnie zmaganie o polskość pod dachem własnego rodzinnego domu. Dowiodła, że osobowość dorastającego Stefana kształtowała nie tylko atmosfera kręgu rodzinnego, ale wartości całej społeczności, wśród której wzrastał i z której bogactwa czerpał.
To rodzina była punktem katechetycznym, bo tu przekazywano podstawowe prawdy wiary oraz ukazywano potrzebę modlitwy rodzinnej.
Ta atmosfera niewoli i zmagania o polskość pod dachem własnego rodzinnego domu na pewno zaważyła na dzieciństwie Stefana, który wzrastał w klimacie dojrzałości społecznej i narodowej, wcześnie ucząc się umiłowania Ojczyzny i poczucia odpowiedzialności za sprawy wspólne przekraczające wymiar ścian cichej wiejskiej chaty.
Część praktyczną warsztatów poprowadziła Pani Wioletta Przybyszewska właścicielka Olsztyńskiego Instytutu Psychoterapii, psycholog, psychoterapeuta, mediator rodzinny, teolog, pedagog.
Podobnie jak nie można postawić domu bez fundamentu, tak nie można świadomie podjąć własnego rozwoju, jeśli się nie wie do czego ten rozwój ma prowadzić. Pani Wioletta przypomniała słowa Sługi Bożego kardynała Stefana Wyszyńskiego: „Nie wystarczy urodzić się człowiekiem, trzeba jeszcze być człowiekiem.”
W ujęciu chrześcijańskim człowiek istnieje po to, by miłować i spełnia się dopiero wtedy, gdy miłuje. Myśli, podobnie jak wybory życiowe, mogą pochodzić z PRAWDZIWEGO lub FAŁSZYWEGO JA. Zdarza się, że ktoś ze zgrozą odkrywa, że niemal wszystko co do tej pory myślał o sobie, świecie i o relacjach z ludźmi pochodzi z tego drugiego, zatrutego źródła. Przekonania na temat swojej małej wartości, przeciwnie zawyżanie swoich wewnętrznych opinii na swój temat, przekonania na temat innych ludzi, świata i Boga – wszystko to może być produktem JA FAŁSZYWEGO. Po czym je poznajemy? Weryfikacji dokonujemy sprawdzając zgodność własnych myśli z prawdami uniwersalnymi i prawem naturalnym. Dla chrześcijan będzie to Słowo Boże: czy to co myślę, jest zgodne z tym, co powiedziałby o mnie, o innych i o świecie Bóg? Jeśli myśli nie zgadzają się z Objawieniem, uznamy je za pochodzące od JA FAŁSZYWEGO. Jeśli są z nimi zgodne określimy je mianem „myślenia prawdziwego”.
Czy nasza miłość obejmuje coraz szerszy krąg świata przez co wydaje się bardziej katolicka? Duch Święty jest wiecznie młodym Winem (por. Dz. 2,13), a młode Wino wlewa się do nowych bukłaków. Jeśli nie otworzymy się na zmiany w myśleniu o Bogu, Kościele, wspólnocie, życiu wewnętrznym, może się okazać, że zamiast Winu byliśmy całe życie wierni … bukłakom.